menda menda
663
BLOG

Agenci w dyplomacji

menda menda Polityka Obserwuj notkę 29

Kolejny minister spraw zagranicznych III RP okazał się agentem komunistycznych służb specjalnych. Czy nadal powinniśmy traktować wiadomości o dyplomatach - agentach jako przypadkowe, czy może liczba tajnych współpracowników w polskiej dyplomacji przekroczyła granicę, od której można wyciągać bardziej generalne wnioski na temat tego środowiska i traktować ten stan jako pewną zaplanowaną prawidłowość?

Dariusz Rosati (czyli TW "Buyer") jest czwartym szefem dyplomacji, któremu udowodniono agenturalną przeszłość. Dołączył tym samym do jakże zacnego grona takich dyplomatów jak TW "Must" (Olechowski), TW "Kosk" (Skubiszewski) i TW "Carex" (Cimoszewicz). Ale to jeszcze nie koniec wyliczanki, albowiem dwóch na trzech Głównych Negocjatorów Polski z Unią Europejską: Jan Truszczyński i Sławomir Wiatr, również okazało się agentami totalitarnych służb. Czy naprawdę można przechodzić nad tym do porządku dziennego, jak nad zwykłym zbiegiem okoliczności?

Okazuje się, że można. Próżno szukać w dzisiejszych wydaniach mainstreamowych mediów jakiegoś szerszego omówienia problemu agentury w polskiej dyplomacji, tak jak próżno było szukać takich omówień na okoliczność ujawniania innych agentów działających w tej sferze naszej państwowości. Ot, mamy kolejnego agenta i tyle. Gdy zaś jakiś "oszołom z nożem w zębach" próbował puścić parę z ust, to albo był wdeptany w ziemię (jak Macierewicz), albo wymownie zamilczany (jak Wyszkowski).

A tymczasem problem jest niebagatelny. Minister spraw zagranicznych czy negocjator unijny reprezentuje nas na zewnątrz nie tylko w aspekcie symbolicznym i kurtuazyjnym, ale przede wszystkim reprezentuje nasze praktyczne interesy. Nie od dziś wiadomo, że kopie dokumentów polskiej SB trafiały zarówno do Moskwy jak i Berlina (w tym ostatnim miejscu położenia teczek pracował niedawno ks. Isakowicz Zalewski). Jaką pozycję negocjacyjną ma więc dyplomata, na przeciwko którego siedzi przedstawiciel państwa będącego depozytariuszem tajnej wiedzy o niechlubnej przeszłości tego dyplomaty? Oczywiście przykładów szantażu tego typu nigdy nie udowodniono, tym niemniej liczba agentów w szeregach polskiego korpusu dyplomatycznego świadczy o tym, że oni mogli być w jakimś celu instalowani na tych stanowiskach.

Czy polscy rolnicy dostali sześciokrotnie niższe dopłaty od swoich zachodnich kolegów dlatego, że polski negocjator miał osłabioną pozycję? Czy Niemcy nie zobowiązały się wobec Polski na początku lat 90-tych do pokrycia roszczeń wypędzonych, bo Kohl dysponował pełną teczką (lub mikrofilmem) TW "Kosk-a"? Na te i inne tego typu pytania prawdopodobnie nigdy nie będziemy mieli odpowiedzi. Nie zmienia to jednak faktu, że istniała w Polsce tendencja do obsadzania korpusu dyplomatycznego ludźmi, którzy zostali złamani przez sowieckie służby i pozostający z tymi służbami w dwuznacznych relacjach, ludźmi słabymi moralnie i psychicznie. Czy o to chodzi w dyplomacji? Czy funkcja jaką miała bezpieka, a więc sabotaż polskiej suwerenności i niepodległej państwowości, nie zadziałała przypadkiem w zeszłym roku gdy TW "Buyer" zainicjował słynny list-donos wszystkich ministrów spraw zagranicznych przeciwko nowej polskiej polityce zagranicznej?

I co będzie jak wkrótce się okaże, że TW "Beatusem" był ten o kim wszyscy myślą, ale boją się powiedzieć?

menda
O mnie menda

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka